Inwazja szrotówka kasztanowcowiaczka – wroga numer jeden kasztanowców zwyczajnych w Europie trwa. Ten maleńki motylek, odkryty przez naukowców w Macedonii w 1985 roku, opanował niemal cały kontynent. Jak na razie nie ma nań mocnych.

 

Trwającaponad dwadzieścia lat gradacja tego owada – motyla z rzędu kibitnikowatych, bodaj najdłuższa ze znanych w historii entomologii, wciąż się rozwija. Mimo wprowadzania coraz nowych sposobów walki z tym owadem i to we wszystkich jego stadiach – od jaja, przez larwę, poczwarkę aż do dojrzałego motyla – szrotówek jest wciąż w ekspansji.

Bezkarne pożeranie

Jego larwy zżerają miękisz liści kasztanowców (na jednym liściu potrafią utworzyć do 300 min – pustych korytarzy, ogołoconych z tkanki), uszkadzając bardzo poważnie cały aparat asymilacyjny. Ubytek zdrowych liści doprowadza piękne, obecne na całym Starym Kontynencie drzewa, do poważnego osłabienia, różnych chorób a w końcu nierzadko do uschnięcia. Proces ten pogłębiają inne chorobotwórcze organizmy, które nękają to drzewo. Tzw. czekoladową plamistość liści wywołuje grzyb Guignardia aesculi; jego obecność powoduje duże brązowe plamy po obydwu stronach liści, które w końcu zawijają się i usychają. W ciągu ostatnich trzech lat kasztanowca atakuje również szpeciel zwany pordzewiaczem kasztanowcowym. Owad ten żeruje głównie wzdłuż nerwu głównego liści, które na skutek ubytku miękiszu przedwcześnie żółkną
i w rezultacie opadają.

W efekcie ataku tych amatorów kasztanowych liści, do których nierzadko dołączają susze wegetacyjne, a wzdłuż szlaków komunikacyjnych – drogowych czy pieszych – sól, liście na rzeczonych drzewach brązowieją już w sierpniu. W październiku zaś kasztanowce są bez liści i nie zdobią, a raczej straszą swoim wyglądem.
To przedwczesne opadanie liści powoduje wymuszony spoczynek kasztanowca i jesienią – nawet w październiku – na drzewie ponownie pojawiają się liście i kwiatostany Zakłócenie rytmu rozwojowego sprawia, że nie wchodzi ono w normalny stan spoczynku zimowego i jest narażone na przemarzanie, szczególnie przy wczesnej i surowej zimie.

Niewątpliwie wrogiem numer jeden pozostaje wciąż szrotówek, którego gradacja w Europie trwa. Z każdym rokiem liczebność tego owada rośnie. Są już sygnały, że kasztanowcowiaczek – dotąd nieobecny w Europie Północno-Wschodniej, również Skandynawii – i tam zaczyna na kasztanowcach żerować.

Dlaczego tak się dzieje? Otóż owad ten nie boi się przegęszczenia populacji, a tym samym braku pokarmu, co w przypadku innych insektów jest przyczyną redukcji ich stanu. Przed wyginięciem zabezpieczają go poczwarki, których pierwsze pokolenia (może ich być w sezonie aż cztery!) jest w stanie przezimować dwa albo trzy lata. Szrotówek pochodzi bowiem prawdopodobnie z obszaru Himalajów i nawet mrozy do minus 33 stopni C nie są dla niego straszne. Jak informuje prof. dr hab. Gabriel Łabanowski z Instytutu Sadownictwa i Kwiaciarstwa w Skierniewicach, poczwarki zimowe przetrzymywane w temperaturze minus 21 stopni ginęły (w zależności od wilgotności powietrza) zaledwie w 24 – 33 proc.

Inny powód, który sprawia, że gradacja szrotowiaczka się nie załamuje, wynika
z faktu, że jako przybysz z zewnątrz dotąd nie doczekał się groźnych dla jego życia antagonistów. Ani larwy, ani poczwarki szrotówka nie są atakowane skutecznie przez drapieżców czy specyficzne dla tego gatunku pasożyty. Te natomiast, które mogłyby niszczyć swojego gospodarza, pojawiają się za wcześnie albo zbyt późno. Ta niezgodność w czasie w znakomity sposób sprzyja wrogowi kasztanowców.

– Nie można powiedzieć, że szrotówek nie ma u nas w ogóle żadnych wrogów – precyzuje dr Mieczysław Kosibowicz z Zakładu Gospodarki Leśnej Regionów Górskich IBL w Krakowie. Jego larwy i poczwarki zjada około 30 rodzimych gatunków bleskotek, męczelkowatych i gąsieniczników. Postacie doskonałe niszczą z kolei pajęczaki, larwy złotooków. Motyle szrotówka zjadają też ptaki owadożerne, między innymi pokrzewki, również wróble. Niszczą jednak ledwo trzy proc. populacji tego owada i nie są dlań realnym zagrożeniem.

Portret oprawcy

Jak wygląda, jak żyje, skąd pochodzi owad, z racji którego stworzono w Europie specjalny projekt badawczy zwany Controcam (Control of Cameraria), sponsorowany przez Unię, aby wspólnymi siłami próbować zwalczyć tego szkodnika kasztanowców?

Otóż ten motyl z rodziny kibitnikowatych (grupuje najmniejsze motyle) ma 2,8 – 3,8 mm długości, prawie tak samo długie nitkowate czułki. Rozpiętość jego skrzydeł (barwy czerwono złotej, z domieszką ochry) sięga ledwo 10 mm. W naszym klimacie szrotówek wydaje trzy pokolenia. Pierwsze motyle wylęgnięte z poczwarek, które przetrwały na liściach z poprzedniego roku, wylatują z końcem kwietnia. Koncentrują się zwykle na pniach najbliższych drzew oraz u nasady ich koron.

Samice po kopulacji składają na zewnętrznej stronie liści kasztanów po 40 – 60 jaj. Po 10 dniach wylęgają się z nich larwy, które natychmiast zaczynają się wgryzać
w miękisz liści; przechodząc cztery stadia rozwojowe, za każdym razem stają się coraz większe, osiągając w końcu rozmiar około 4,5 mm. Największe potrafią wygryźć w liściu kasztana minę nawet o powierzchni 4 cm kw. Po około 6 tygodniach przechodzą
w stadium poczwarek. Z części tych ostatnich wylatują motyle – początek nowego pokolenia. Około jedna trzecia poczwarek, owinięta w gruby, wojłokowaty kokon, pauzuje do przyszłego roku. Z reszty wylatuje kolejne pokolenie motyli; u nas ten cykl powtarza się trzy razy, w krajach Europy Południowej szrotówek jest w stanie wypuścić w świat cztery generacje motyli.

Szrotówka kasztanowcowiaczka odkryto na kasztanowcu białym nad jeziorem Ochrydzkim w Macedonii i stamtąd rozpoczęła się jego inwazja na cały Stary Kontynent. Stwierdzono, że tempo jego rozprzestrzeniania się wynosi około 100 km rocznie. W 1989 roku owad dotarł do Austrii w okolice Linzu. W ciągu kolejnych czterech lat do: Czech, na Słowację, potem do Włoch i Francji. W południowych Niemczech (głównie Bawarii) występuje od 1992 roku; na północ tego kraju (Schleswig-Holstein) dotarł w 2000 roku.

W 2002 roku pokonał kanał La Manche; w lipcu pierwsze zainfekowane drzewa zaobserwowano w Wimbledonie. Wiadomo, że jest także na Ukrainie i przesuwa się szybko w stronę Morza Czarnego. Stwierdzono, że głównym czynnikiem rozprzestrzeniania się szrotówka są środki transportu; drzewa rosnące wzdłuż autostrad są zwykle najsilniej uszkodzone.

Inwazja szrotówka od jeziora Ochrydzkiego poszła najpierw na północ Europy, ale w ostatnich latach skierowała się również na południe; w Grecji pierwszy raz odnotowano go w 1998 roku w Górach Helion, ale w latach 2001-02 występował już w środkowej i północno-zachodniej części tego kraju i to zarówno na stanowiskach naturalnych kasztanowca białego, jak i w nasadzeniach miejskich.

W Polsce uszkodzone liście kasztanowca białego przez larwy tego motyla odnotowano po raz pierwszy na początku lipca 1998 roku w Ogrodzie Botanicznym
w Wojsławicach koło Wrocławia. Masowy pojaw szrotówka i silne uszkodzenie drzew
w południowych rejonach kraju, m. innymi w okolicach Cieszyna, Pszczyny i Raciborza obserwowano w 1999 roku. Pierwsze uszkodzenia kasztanowca w Słubicach odnotowano w 2002 roku; w tym samym roku kasztanowcowiaczek zaatakował również kasztanowce w Krakowie, także w warszawskich Łazienkach. Dziś – mimo dość intensywnego zwalczania – gości i zżera kasztanowe liście, nie licząc Suwalszczyzny – w całym kraju.

Stroyne kasztańce

Kasztanowiec pospolity (nie mylić z kasztanem jadalnym, który należy do tej samej rodziny co dęby i buki) jest traktowany jako nasze rodzime drzewo, co nie jest prawdą. Rósł na terenie Polski przed zlodowaceniem, ale po przejściu lodowca do nas nie wrócił. Powód jest dość prozaiczny: kasztanowce to drzewa wytwarzające bodaj największe nasiona. Ani wiatr, ani ptaki nie były w stanie ich przenosić, stąd jest to gatunek, który siłami natury nie mógł migrować. Jego naturalne miejsce występowania to Półwysep Bałkański: północna Grecja i południowe regiony Bułgarii, również Albanii. Drzewa te najpierw (w połowie XVI wieku) zasiedlono w Turcji, a nieco później (w 1576 roku) w Wiedniu, skąd rozprzestrzeniły się na całą Europę.

Do Polski kasztanowce białe (jeden z około 25 gatunków, które rosną w świecie) sprowadził Stefan Batory; przyjąwszy włoskiego artystę – ogrodnika Lorentzo Bozetho, nakazał mu w ogrodach w Łobzowie wykorzystać „stroyne kasztańce”. W ciągu minionych czterech wieków kasztanowce zadomowiły się w Polsce na dobre, wpisując się trwale do naszej architektury, sztuki, literatury. Ze względu na majestatyczny wygląd, majowe kandelabry kwiatostanów i opadające jesienią kasztany stały się także ulubionym drzewem, którym obsadzano otoczenie pałaców, dworów, jak również parki, aleje. Kasztanowiec nie tylko w Polsce, ale w całej Europie jest też symbolem zakochanych. To także symbol dojrzałości, bo właśnie kwitnienie kasztanowców wyznacza maturzystom porę ich najważniejszego egzaminu.

Kasztanowce charakteryzują się specyficznym ulistnieniem; liście złożone są
w sposób palczasty z 5 – 9 listków. Jesienią dają feerię kolorów: od żółtych, złotych przez pomarańczowe, czerwone, aż do brązowych. Ich owoce to duże torebki, jajowate, kuliste lub gruszkowate, gładkie lub kolczaste. Pękają z końcem lata na trzy części i wtedy wysypują się zeń kasztany – największe nasiona roślin drzewiastych. Służą one do tworzenia ludzików, różnych stworków, zwierzątek dla dzieci.

Ze względu na dużą ilość skrobi są dobrym pokarmem dla czworonogów leśnych,
a zmielone stanowią dodatek do pasz dla zwierząt gospodarczych. Kwiaty, kora i nasiona stosuje się w przemyśle farmaceutycznym (głównie w chorobach układu krążenia),
a mączka kasztanowa służy do wyrobu kleju. Kasztanowiec biały (Aesculus hippocastanum) cenią sobie również pszczelarze, także leśnicy i sadownicy, bo służy znakomicie jako podkładka do szczepienia innych gatunków i odmian.

Drzewa te dorastające w Polsce do 25 – 30 m wysokości (w Anglii nawet do 36 m) najlepiej czują się na glebach wilgotnych, świeżych. Uchodzą za gatunek dość delikatny; bardzo źle znoszą przycinanie. Chociaż skaleczenia goją się szybko, drzewo regeneruje ubytki, to miękkie, bielaste drzewo ulega dość szybkiemu rozkładowi. Kasztanowiec bardzo źle reaguje na suszę. Nie miał dotąd zbyt wielu wrogów, ale szrotówek kasztanowcowiaczek – smakosz liści kasztanowca – dziś zagraża jego egzystencji. I dlatego owad ten zwalczany jest wszystkimi możliwymi sposobami.

Kij ma dwa końce…

Najprostsza i najskuteczniejsza metoda ograniczania populacji szrotówka to systematyczne zbieranie i spalanie albo kompostowanie opadających liści, w których znajdują się poczwarki tego motyla. Również bardzo skuteczne jest przykrywanie liści 20 cm warstwą ziemi, spod której motyl nie jest w stanie wylecieć. Te sposoby wpływają znacząco na ograniczenie pierwszej generacji tego szkodnika, ale mają też swoje minusy; ze szrotówkiem niszczymy pozostałą faunę, również antagonistów tego owada.

Dr M. Kosibowicz, zwracając uwagę, że duża część motyli po wylocie przesiaduje na pniach oraz nisko położonych konarach, proponuje, aby do ograniczania liczebności szrotówka używać… odkurzaczy, używanych w pracach parkowych. Zabiegi te trzeba jednak powtarzać przez kilkanaście dni, w godzinach południowych, więc sposób jest pracochłonny i dość uciążliwy. Jego zdaniem do skutecznych i prostych metod można zaliczyć wiosenne lepowanie drzew; najlepiej stosować opaski lepowe, obejmujące dwu metrowej długości odcinek pnia i to od samej ziemi. Opaski można wykonać, stosując samo oklejającą folię, pokrytą odpowiednim lepem. Ta broń jest jednak obosieczna, bo opaski są również pułapką dla wielu innych owadów.

– Najbardziej celowe jest stosowanie tego sposobu na pierwszą generację motyli – twierdzi dr M. Kosibowicz. Metoda nie wymaga użycia feromonów, pozwala na odławianie zarówno samców, jak i samic.

Profesor G. Łabanowski uważa, że ograniczanie liczebności szrotówka metodami mechanicznymi, choć warte stosowania, nie wystarczają. Aczkolwiek z punktu widzenia bezpieczeństwa i obowiązującego prawa są dużo lepsze i bezpieczniejsze niż opryskiwanie drzew preparatami o działaniu kontaktowym, na przykład decisem czy dimilinem. Tym bardziej, że kasztanowce rosną zwykle w miastach, otoczeniu, gdzie jest bardzo dużo ludzi.

Jego zdaniem – nie ustając nad wprowadzaniem coraz doskonalszych feromonów – póki co winno się stosować jak najszerzej metody iniekcji do pni drzew albo gleb preparatów, które docierają aż do liści, zniechęcając skutecznie szrotówka do żerowania. Na czym ona polega? Otóż żel do równoczesnego zwalczania szrotówka kasztanowcowiaczka, a przy okazji grzyba Guignardia aesculi (to polski patent), wprowadzany jest do wnętrza pnia drzewa przez nawiercone w nim na różnym poziomie co 15 cm otwory o średnicy 8 mm, głębokości 7 cm. Wstrzyknięty preparat, wędrując ku górze wraz z sokami odżywczymi, dociera do liści. Larwa tuż po rozpoczęciu żeru na takich liściach w dolnej części korony porzuca drzewo i zwykle ginie. Pozostawione przez nią miny nie powiększają się i liście górnej część korony są zazwyczaj nietknięte.

Iniekcja to ostatnia deska ratunku, która, twierdzi prof. G.Łabanowski, winna mieć pierwszeństwo nad innymi sposobami. Dlaczego? Bo może być stosowana we wszystkich niemal warunkach terenowych i pogodowych, jeden zabieg wystarcza na dwa – trzy lata, możliwe jest precyzyjne dawkowanie substancji czynnej. Bo zapewnia w równym stopniu bezpieczeństwo zarówno dla stosujących zabieg, jak i osób postronnych a równocześnie nie zagraża organizmom pożytecznym, nie skaża otoczenia. No i jest skuteczna; preparat zabezpiecza kasztanowce przed uszkodzeniami larw przez dwa, trzy lata, a jeżeli iniekcje są wykonywane kompleksowo, na większym obszarze, efekt zabiegu może być jeszcze dłuższy.

Odmienne zdanie na temat tej metody mają członkowie Towarzystwa Uprawy
i Ochrony Drzew z Kluczborka. Opierając się na opiniach autorytetów naukowych wystosowali list protestacyjny do ministra środowiska aby zabronił stosowania rzeczonej metody. Otóż zdaniem prof. Tadeusza Baranowskiego z AR w Poznaniu imidachlopryd – substancja czynna wprowadza do roślin makro czy mikroiniekcjami jest sprzeczne
z koncepcją zrównoważonego rozwoju i dobrej praktyki ochrony roślin. Substancja ta – piszą w liście do ministra członkowie rzeczonego Towarzystwa – jest skuteczna tylko
u kasztanowców nie przekraczających 60 lat. A rany powodują postępujące obumieranie naruszonych komórek i ograniczają procesy obronne, są zaczynem dla zgnilizn oraz innych ubytków.

Podobne stanowisko wobec metody iniekcji zajmuje dr M. Kosibowicz. Jego zdaniem – w przeciwieństwie do mechanicznych i biologicznych sposobów walki
z kasztanowcowiaczkiem, które są proekologiczne – metody chemiczne stanowią broń obusieczną. Zaletą metod chemicznych jest skuteczność, ale ich uboczne skutki możemy odczuć za kilka lat. „Metoda makroiniekcji pniowych stosowana w roku ubiegłym na skalę gospodarczą – pisał na swojej stronie internetowej naukowiec IBL z Krakowa – może przyczynić się do przyśpieszenia zamierania chronionych nią drzew. Liczne głębokie odwierty w strefie pnia mogą spowodować zmiany nekrotyczne drewna, infekcje grzybów patogenicznych i w konsekwencji głęboką zgniliznę pni”.

Tę opinię, po konsultacji z ministerstwem środowiska, podzieliły władze miejskie Warszawy, wstrzymując w tym roku stosowanie rzeczonych iniekcji.

Zdaniem dr M. Kosibowicza, jeśli ktoś się na metodę iniekcji zdecyduje, winien stosować ją mniej inwazyjnie. To znaczy w strefie odziomkowej drzew albo – na tzw. nabiegach korzeniowych, przy wykorzystaniu specjalnych urządzeń ciśnieniowych, bez wiercenia otworów, z zastosowaniem specjalnych igieł. A lepszym sposobem, o podobnej skuteczności, mogą być aplikacje insektycydów do gleby, chociaż i tu można się obawiać wpływu zastosowanych środków na organizmy żyjące w glebie i wody gruntowe.

Tę metodę właśnie testował w latach 2004-05 zespół naukowców pod kierunkiem prof. Barbary Głowackiej z Instytutu Badawczego Leśnictwa. Do gleby pod kasztanowce rosnące w Warszawie, m. in. koło kościoła Św. Barbary, na Woli, również w Grójcu, zaaplikowano roztwór Apacza 50 WG – tzw. preparatu systemicznego, dotąd stosowanego w Polsce do zwalczania stonki. Jak informuje prof. B. Głowacka, z bardzo dobrym skutkiem. Wspomniany zespół właśnie zakończył prace nad zintegrowaną metodą ochrony kasztanowca białego przed szrotówkiem; sprawdzony preparat Apacz 50 WG będzie w nim odgrywał główną rolę. I ma szansę wyprzeć metodę iniekcji również z tego powodu, że zastosowanie Apacza do jednego kasztanowca to koszt 20 – 30 PLN – dwukrotnie niższy od szczepienia. Jego zastosowanie będzie jednak także ograniczone, bo w pobliżu cieków, zbiorników wodnych nie może być stosowany.

Pod ulubionym jaworem

Informacje z międzynarodowego sympozjum w Pradze na temat inwazyjnych minowców w Europie, w którym uczestniczyło 67 badaczy tego problemu z 18 krajów dowodzą, że szrotówek jest wciąż w natarciu i swoją wojnę na razie wygrywa.
Jak donosi prof. G. Łabanowski, uczestnik tego spotkania, w Grecji kasztanowce są atakowane na stanowiskach naturalnych i w nasadzeniach miejskich na wysokości od 40 do 1400 m. n.p.m. Obliczono, że tempo rozprzestrzeniania się tego owada we Francji w latach 2001-03 wynosiło 34 – 64 km rocznie. Szrotówka odnotowano już także w Rosji (rejon Kaliningradu), wschodniej części Białorusi, prawie na całym terytorium Ukrainy
i Mołdawii. W Wielkiej Brytanii kasztanowcowiaczek odkryty w Londynie w 2002 roku,
w rok później był notowany w: Merton, Kensington, Camden i wielu innych miejscowościach oddalonych od Londynu do 80 km.

Kwitnienie kasztanowców w Niemczech jesienią 2002 roku, w czasie przymrozków, sprawiło, że rok później, wiosną na niektórych przemarzniętych pędach zabrakło liści, a na innych wyrosły liście silnie zniekształcone. We włoskiej Toskanii szrotówek bije rekordy płodności; od kwietnia do końca listopada wydaje aż pięć pokoleń! Z obserwacji w różnych częściach Europy wynika, że antagoniści szrotówka, głównie parazytoidy, nie dają mu rady; poziom ich spasożytowania nawet w regionach, gdzie ten motyl występuje ponad 10 lat, jest zdumiewająco niski.

Również wieści z Polski nie są optymistyczne. Przypuszczenia, że owad ten – jako szkodnik nie rodzimego drzewa – ulegnie samounicestwieniu przez siły przyrody – nie sprawdzają się. Gorzej! Szrotówek, który próbuje liści klonu, zaczął również żerować na liściach jawora a więc na rodzimych drzewach lasotwórczych. Całkowity rozwój wszystkich stadiów larwalnych tego owada zaobserwowano na tych drzewach w Ustroniu Śląskim. Stąd prosta konstatacja: żerowanie i prawidłowy rozwój szrotówka na jaworze uświadamia, że szkodnik ten może się stać również niepożądanym owadem ekosystemów leśnych, gdzie jawor stanowi cenną domieszkę biocenotyczną.

Pozostaje liczyć na to, że jednak naukowcy – pod flagą wspomnianego programu Controcam znajdą uniwersalny sposób na tego mordercę kasztanów albo… szrotówek ustąpi sam, bo – jak wynika z badań entomologów – każda, nawet największa gradacja ma swój początek apogeum, ale i koniec. A póki to nastąpi – musimy rodzimym kasztanowcom pomóc. Grabienie, potem utylizacja liści zainfekowanych tym owadem, wydaje się być najprostszą, ale i najtańszą, najpowszechniej stosowaną metodą.

Eugeniusz Pudlis

 

Więcej o Programie Ochrony Kasztanowców:

https://www.pomozmykasztanowcom.pl/index.php/page/jakpomoc